Narysowały mi się takie dwie, obie takie niezbyt piękne niestety... Pewnie dlatego, że powstały na skutek nagromadzenia frustracji spowodowanej rozpoczynającym się kolejnym rokiem szkolnym, a co z tym się wiąże - kolejnymi niekończącymi się radami pedagogicznymi, badaniami w medycynie pracy, nowym planem i logistycznymi akrobacjami w próbie dopasowania jakoś w miarę stałego grafiku mojego i moich dzieci, z uwzględnieniem zmieniającego się nieustannie planu pracy męża... Jeszcze mogłabym długo, ale może nie będę się rozwodzić szczególnie o takich stresowych oczywistościach jak ceny podręczników, zakup nowych butów (ach, jak chłopcy "lubią" sklepy i przymierzanie!) i innych tym podobnych, bo każdy rodzic dzieci szkolnych ma tego świadomość, a nie-rodzic albo rodzic nie-szkolny i tak nie zrozumie ;) W ramach więc odstresowywania narysowałam dwie mandale.
Jedna czarno-biała:
A druga kolorowa, pokolorowana cienkopisami, bo akurat tylko one były pod ręką...
Pewnie w ogóle nie powinnam się takimi bazgrołami chwalić, ale blog zaczyna zarastać kurzem, więc chciałam pokazać, że żyję i nawet czasem potworzę ;)
Ach, jeszcze chciałam wam powiedzieć, że Erica Simpson rozdaje dwa miejsca na fantastycznym kursie 21SECRETS!!!
sliczne:). ale ta czarno-biala wrecz cudowna:). pozdrawiam cieplo:). malwinku
OdpowiedzUsuńAle wiesz, że one są świetne własnie takie, jakie są? Nie od linijki i nie idealnie równe, tylko takie żywe? Super :)
OdpowiedzUsuńTrzymaj się w nowym roku, ściskam. (Zobaczymy się w Poznaniu 27.09, prawda?)
Nie no, kokietujesz, są świetne ;) A jeśli pozwoliły trochę złagodzić Twoją frustrację, to są tym bardziej cenne ;)
OdpowiedzUsuńPrzecie fajne są!
OdpowiedzUsuńPowodzenia z tymi wszystkimi szkolnymi i okołoszkolnymi rzeczami...